Teresa jest stewardesą, która zaczęła spisywać swoje przygody z podróży. Stało się to jej hobby. Odkryła, że lubi pisać i tak powstały jej dwie książki. Książki, w których znajdziemy wiele ciekawostek spisanych w bardzo zabawny sposób. Mnie Teresa ujęła poczuciem humoru, ciekawością świata i energią do życia.
Zapraszam Cię na rozmowę z Teresą. Przyjemnego czytania!
Teresa, niedawno przeczytałam Twoją książkę „Z chmur do Azji. Stewardesa w krajach Dalekiego Wschodu” jest to książka, w której jest bardzo dużo ciekawostek o Azji, a także tysiące prowokacji do śmiechu. Przytaczasz w niej wiele zabawnych historii. Opowiedz proszę jak powstawała ta książka, skąd pomysł aby ją napisać i to w tak zabawnej formie.
Przede wszystkim bardzo się cieszę, że spodobała Ci się moja książka. Pomysł na formę zaczerpnęłam od swojego ulubionego autora Billa Brysona, który opisuje swoje podróże właśnie w formie krótkich reportaży. Co do tematu, to tak się złożyło, że firma dwa lata temu wysyłała mnie na długie pobyty do Singapuru. W tym czasie wiele się działo i nie chciałam, żeby wspomnienia z tego miejsca mi się zatarły. Postanowiłam spisywać na bieżąco swoje przygody. Początkowo myślałam, że opublikuje je na swoim blogu, ale zebrało się tego tak dużo, że powstała książka.
Napisałaś również „Etat w chmurach. Dziennik pokładowy stewardessy” To była Twoja pierwsza książka, jak to się stało, że zaczęłaś pisać książki?
Znowu muszę wrócić do swojej kiepskiej pamięci i wspomnień, które coraz bardziej mi się zlewają. Nie chciałam kompletnie stracić tych lat spędzonych na Bliskim Wschodzie, chciałam je jakoś zachować. Pisząc swoje wspomnienia z początków kariery, nie myślałam, że ktoś będzie chciał to wydać. Na początku pisałam dla siebie, do przysłowiowej szuflady. Miałam szczęście, że trafiłam na Wydawnictwo Dolnośląskie, które zgodziło się wydrukować „Etat w chmurach” bez drastycznych zmian.
Pracujesz od 10 lat jako stewardesa – co najbardziej cenisz sobie w swojej pracy?
Mówi się, że bycie stewardesą to nie praca, to styl życia – i dużo jest w tym prawdy. Uwielbiam elastyczność swojej pracy, nieprzewidywalność sytuacji, spotkania z zaskakującymi ludźmi, możliwość odwiedzenia miejsc, do których normalnie nigdy bym nie trafiła. Lubię też być w powietrzu i podziwiać świat z góry. Ta praca wiele wymaga, ale też wiele daje w zamian.
Dodatkowo już 3 rok prowadzisz bloga „Z życia stewardessy wzięte”, który pozwala odrobinę dotknąć Twoich podróży. Co lubisz w pisaniu bloga?
Po napisaniu swojej pierwszej książki odkryłam ile frajdy sprawia mi… pisanie. Przelewanie swoich myśli i przygód na papier stało się moim hobby. W blogowaniu bardzo cenię sobie formę: mogę na bieżąco opisywać nowe miejsca, załączać zdjęcia – dokumentować moje życie, a jednocześnie mam bezpośredni kontakt z czytelnikami.
Skąd czerpiesz motywację do tak intensywnego życia?
Od lat gna mnie chęć poznania nowego, potrzeba bycia w ruchu i moja niechęć do monotonni. Życie na wysokich obrotach uzależnia; wiem, że kiedyś będę musiała zwolnić, ale jeszcze nie teraz.
Jakie miejsce na ziemi, w którym ostatnio byłaś najbardziej Cię oczarowało?
Chyba Cię rozczaruję, ale ostatnio urzekła mnie Marsylia. Wiem, że większość czytelników miała nadzieję na bardziej egzotyczne miejsce, ale ja bardzo lubię Francję. Od wielu lat uczę się francuskiego i jestem sympatykiem lokalnej kultury, sztuki i kuchni. Dodam jeszcze tylko, że miałam tam dwa dni dla siebie, a pogoda była przecudna.
Na koniec powiedz jeszcze jaki jest Twój przepis na to aby się spełniać, realizować swoje marzenia i żyć pełnią życia?
Trzeba robić to co się lubi; jeżeli kochasz swoją pracę, to daje Ci ona niesamowitą satysfakcję. Na co dzień staram się dostrzegać małe rzeczy i się nimi cieszyć, pozytywny stosunek do świata naprawdę pomaga w życiu. Warto również próbować rzeczy nowych, dzięki temu można odkryć nowe pasje i nowe marzenia do spełnienia. A marzenia są po to by je spełniać – wiem, to wymaga odwagi i pracy, ale warto!