Im jestem starsza, tym bardziej cenię sobie wsłuchiwanie się w swój głos wewnętrzny. Podążanie za nim. Słuchając siebie, odkrywam głęboko siedzące we mnie tęsknoty, kierunki działań, sens, pragnienia… Idąc za tym, czuję jak, raduje się moje serce, niesie mi to jakiś rodzaj spokoju. Ciężko to wszystko opisać, wypowiedzieć… ale coś w środku wchodzi na inny poziom. Zmienia się. Dojrzewa.
Od dłuższego czasu pada deszcz. Pada, a nawet leje. W momencie gdy mi lub komuś innemu przychodzi do głowy narzekanie na deszcz, na ciężkie przeżywanie życia związane z deszczową aurą przychodzi mi do głowy pewien obrazek.
Wychowanie bez nagród i kar? Niektórym nie mieści się to w głowie. Innym od razu kojarzy się to z bezstresowym wychowaniem, a może komuś wydaje się to naturalne?
Czasem jest mi smutno gdy spotykam się z sytuacjami, które są niczym nóż włożony prosto w serce. Rany z czasem się goją, ale blizny pozostają. Wiem, że możemy uczyć się aby takie sytuacje były jak najrzadsze. Może nie da się tego wyeliminować w 100% ale mamy wpływ aby było tego coraz mniej…