Jest w nas łatwość do oceniania. Oceniamy negatywnie coś, co odstaje od naszych doświadczeń, odstaje od tego, czego jesteśmy nauczeni, od tego, co nazywamy normalnością.
Wyobraź sobie, że masz 14 lat. Jesteś dobrym uczniem i raczej nie stwarzasz problemów. Masz świadectwa z czerwonym paskiem. Lubisz chodzić do szkoły, uczysz się samodzielnie, nikt cię nie pogania do nauki.
Może jesteś jedną z tych osób, które chcą coś zrobić, coś nowego wprowadzić do swojego życia, coś w nim zmienić, coś przestać lub zacząć robić. Może jesteś osobą, która nadal nie zaczęła robić tego, co faktycznie pragnie, bo jakiś autorytet, grupa ludzi czy ktoś bliski mówi, że nie wypada, że to grzech, że to nierealne albo że ty się do tego nie nadajesz. Hmm…
Przez bardzo długi czas w moim życiu nie było miejsca na sport. Aktywność fizyczna kojarzyła mi się z tym, co działo się na lekcjach WF-u, czyli z rywalizacją, graniem w piłkę i co najgorsze z ekstremalnymi skokami, saltami, przewrotami w przód i w tył.
Im jestem starsza, tym bardziej cenię sobie wsłuchiwanie się w swój głos wewnętrzny. Podążanie za nim. Słuchając siebie, odkrywam głęboko siedzące we mnie tęsknoty, kierunki działań, sens, pragnienia… Idąc za tym, czuję jak, raduje się moje serce, niesie mi to jakiś rodzaj spokoju. Ciężko to wszystko opisać, wypowiedzieć… ale coś w środku wchodzi na inny poziom. Zmienia się. Dojrzewa.