Konkurs został już rozwiązany, wyniki ogłoszone ale… prace konkursowe do tej pory nie ujrzały światła dziennego. Dziś chcę się z Tobą podzielić dwoma zwycięskimi historiami, które zostały nadesłane przez Kasię i Mariusza.
Historia Kasi
Sytuacja, która wywołała we mnie pozytywne emocje w 2016 i myśl o niej nadal je wywołuje to sprawienie radości innej osobie. A mianowicie w ubiegłym roku po 10 latach do Polski przyleciał mój kuzyn. Radość do tej pory sprawia mi to, że miałam udział w pokazaniu mu i odkrywaniu kraju, w którym się urodził w taki zwykły i jednocześnie magiczny sposób. (Razem z bratem) zaraziliśmy go zachwytem dla Bieszczad, zadziwiliśmy tym, co kryje w sobie kolbuszowski skansen i śmialiśmy się do łez każdego wieczoru, kiedy nasze rozmowy trwały dłużej niż dopływ prądu na działce 🙂 To niezwykłe, jak szybko można nawiązać nić porozumienia, mieć wspólne zainteresowania i upodobania. Okazało się chociażby, że nie tylko mi od jogi do kawy jest bardzo blisko. Co więcej uświadomiłam sobie, wspólne posiłki czy przygotowywanie ciasta może być czymś świątecznym i bardzo, ale to bardzo wyjątkowym. Jest mi bardzo miło, że (kuzyn) mógł nie tylko zobaczyć, ale i skosztować, a także zrozumieć co i dlaczego wspominają jego rodzice. Włożyliśmy w to dużo serca i piękne jest to, że zostało to odwzajemnione wdzięcznością, której nie oczekiwaliśmy, i co więcej… w tym roku widzimy się ponownie! Oto mała historia, która wywołała we mnie wielkie pozytywne emocje i… RADOŚĆ 🙂
Historia Mariusza: Pies na chwilę.
Nie mam psa, chwilowo nie mogę mieć. Propozycja o zaopiekowaniu się dwoma na kilka dni była więc nie do odrzucenia. Znajoma wyjeżdża na trochę, dwa samojedy wymagają opieki. Ona i on żyją w psich relacjach koleżeńskich, mają odmienne charaktery. Ten, który jest mi bliższy, to jego charakter.
Dogoterapia już od pierwszego spotkania. Idealne połączenie dni wolnych z futrzastym towarzystwem. Trochę błogiego lenistwa, trochę głaskania, trochę spacerów, trochę radosnego przekomarzania i próby wzajemnego zrozumienia. Zapomnienie o troskach, wyolbrzymionych obowiązkach, zmęczonych myślach o pracy. Tak wiele zmienia nos, uszy, futro, łapy, psie ziewanie.
Dziesiątki radosnych chwil, pomruków, głaśnięć, tknięć nosem. Upominanie się o wyjście na spacer, o jedzenie, o zabawę. Same propozycje nie do odrzucenia.
Kilka wspólnych dni w takim towarzystwie. Na codzienne wyprawy ruszamy parami, Ewa trzymając Jogę, ja trzymając Oziego. W lesie puszczamy je ze smyczy – wolność, radość, spokój, pogoń za kijkiem, tarzanie we mchu, badanie nowego terenu.
Wracamy pełni tlenu, wraca Ania. Oddajemy jej psy, a w zasadzie to one same oddają się stęsknione właścicielce. My tu tylko przejazdem, na kilka dni, dla duszy, dla ciała, dla serca. My tu jeszcze wrócimy. Byliśmy w maju, wróciliśmy na dłużej jesienią. Czekamy na kolejne spotkanie w nowym roku.